Wreszcie sypło i u nas. W domu nie usiedzę gdy biało za oknem i tak ostatnie 4 dni korzystałem z dobrodziejstw jakie dają nam Beskidy. Pierwszym kierunkiem był legendarny "Biały Krzyż" (jak ktoś nie wie skąd ta nazwa zdjęcie poniżej to wyjaśnia). Dzień nr1 5 osób na miejscówce i w więcej trawy niż śniegu. Kilka fotek w social media poszło i już dzień nr2 to ponad 20 os. Śniegu też więcej i warunki lepsze. Dzień trzeci to jazda po stoku. Najlepsze warunki oferował Soszów, który dzięki mocnemu naśnieżaniu miał otwartą jedną trasę, w sumie bardzo zatłoczoną i trzeba było uważać z każdej strony. Mała kolejka do wyciągu i smaczny oscypek na szczycie zdecydowanie to rekompensowały. Czwartego dnia, powrót na BK i raile. Jibber, że mnie żaden, ale jibbing to też snowboarding więc bez zastanowienia chętnie robię to. Przy tym wszystkim mega klimat, dużo zajawki, mrozu, zabawy. Uwielbiam taką jazdę i jutro też pewnie będę gdzieś jeździł. Niech jeszcze trochę dosypie i idziemy eksplorować lokalne lasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz