World Golfers Championship w RPA dobiegły końca.
Za mną w sumie 8 rund golfa z jednym dniem przerwy, a tak to codziennie pobudka 5 rano-streching- śniadanie-bus-golf-lunch-bus-streching-kolacja lub event wieczorny i spanie o 22. Brzmi świetnie i jest to świetne, ale również bardzo wyczerpujące zwłaszcza z taka intensywnością.
Jestem bardzo zmeczony, ale jeszcze bardziej zadowolony, bo udalo mi się ten najwiekszy amatorski turniej świata wygrać. Zagralem 4 dorbe rundy, a pierwszego dnia wręcz mój idealny golf co pozwolilo mu uzyskać dużą przewagę nad pozostalumi graczami ktorej nie odpuscilem do samego końca. Końcówka była ciężka, ale się udało, utrzymanie pozycji lidera to w sporcie ciężkie zadanie.
Jeszcze raz dziękuję całej ekipie która godnie reprezentowała Polskę w Afryce. Dziękuję Michałowi Pfliger'owi z ktorym teamowo zajelismy 3 miejsce oraz wszystkim ludzia którzy wprowadzili mnie do golfa i pomogli w postepach, turniejach, treningach.
Zwycięstwo to dedykuje mojemu św. Pamięci wujkowi Janowi Ligockiemu, który odszedl od nas w czasie mojego pobytu w Afryce, ale jestem pewnie że oglądał każde moje uderzenie tam z góry i kibicowal jak zawsze najmocniej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz